Hej,
W dzisiejszym wpisie na początku mam do Was pytanie: Czy znalazłyście już swój tusz-ideał? Jeśli tak to pochwalcie się w komentarzu, jeśli nie to może skusi Was któryś z dzisiejszych bohaterów posta. Bo ja właśnie znalazłam swój hit jeśli chodzi o maskary. Przyznam, że poszukiwanie ideału zajęło mi trochę czasu i była to droga przez mękę, wielokrotnie w makijażem w stylu"oczy pandy" niestety. Na szczęście wpadł mi w ręce najpierw Loreal Volume Milion Lashes So Couture, a później na promocji -49% skuszona pozytywnymi opiniami kupiłam za grosze Lovely Curling Pupm Up.
Oba tusze są do siebie bardzo podobne. Mają klasyczne opakowania, So Couture jest trochę bardziej
eleganckie, ale to przecież nie wpływa na ich jakość :) Mają silikonowe szczoteczki, które różnią się kształtem. Ta z Loreal ma stożkowy kształt, z różną długością "ząbków" stopniowane od najkrótszych do najdłuższych.
Lovely ma zaś szczoteczkę wygiętą w delikatny łuk. Obie szczoteczki są średnich rozmiarów dzięki czemu idealnie pasują mi do malowania rzęs. Dobrze je rozdzielają, nie sklejają, idealnie wydłużają i delikatnie pogrubiają.
Obie mascary po nałożeniu szybko zasychają. Ta z Loreala utrzymuje się u mnie cały dzień bez obsypywania czy odbijania na powiekach, natomiast ta z Lovely lubi się czasem trochę obsypać lub odbić na górnej powiece.
Milion Lashes ma wyczuwalny, delikatny i przyjemny zapach. Jest on u mnie trochę bardziej oporny przy demakijażu i muszę używać płynu dwufazowego (najczęściej z Ziaji), a Lovely znika po przetarciu powiek zwykłym płynem.
Podsumowując uwielbiam oba tusze i nie szukam już ideału, bo właśnie go znalazłam. Zarówno Loreal jak i Lovely spełniają moje oczekiwania w 100%. Jedyna różnica wg mnie między nimi jest tylko w cenie, bo So Couture jest znacznie droższy. Natomiast Lovely ma troszkę słabszą jakość, ale za taką cenę można mu to wybaczyć.
Do następnego :)
W dzisiejszym wpisie na początku mam do Was pytanie: Czy znalazłyście już swój tusz-ideał? Jeśli tak to pochwalcie się w komentarzu, jeśli nie to może skusi Was któryś z dzisiejszych bohaterów posta. Bo ja właśnie znalazłam swój hit jeśli chodzi o maskary. Przyznam, że poszukiwanie ideału zajęło mi trochę czasu i była to droga przez mękę, wielokrotnie w makijażem w stylu"oczy pandy" niestety. Na szczęście wpadł mi w ręce najpierw Loreal Volume Milion Lashes So Couture, a później na promocji -49% skuszona pozytywnymi opiniami kupiłam za grosze Lovely Curling Pupm Up.
Oba tusze są do siebie bardzo podobne. Mają klasyczne opakowania, So Couture jest trochę bardziej
eleganckie, ale to przecież nie wpływa na ich jakość :) Mają silikonowe szczoteczki, które różnią się kształtem. Ta z Loreal ma stożkowy kształt, z różną długością "ząbków" stopniowane od najkrótszych do najdłuższych.
Lovely ma zaś szczoteczkę wygiętą w delikatny łuk. Obie szczoteczki są średnich rozmiarów dzięki czemu idealnie pasują mi do malowania rzęs. Dobrze je rozdzielają, nie sklejają, idealnie wydłużają i delikatnie pogrubiają.
Obie mascary po nałożeniu szybko zasychają. Ta z Loreala utrzymuje się u mnie cały dzień bez obsypywania czy odbijania na powiekach, natomiast ta z Lovely lubi się czasem trochę obsypać lub odbić na górnej powiece.
Milion Lashes ma wyczuwalny, delikatny i przyjemny zapach. Jest on u mnie trochę bardziej oporny przy demakijażu i muszę używać płynu dwufazowego (najczęściej z Ziaji), a Lovely znika po przetarciu powiek zwykłym płynem.
Podsumowując uwielbiam oba tusze i nie szukam już ideału, bo właśnie go znalazłam. Zarówno Loreal jak i Lovely spełniają moje oczekiwania w 100%. Jedyna różnica wg mnie między nimi jest tylko w cenie, bo So Couture jest znacznie droższy. Natomiast Lovely ma troszkę słabszą jakość, ale za taką cenę można mu to wybaczyć.
Do następnego :)